Nie jestem zwolenniczką porównywania jednej serii do drugiej, zwykle tej bardziej popularnej. Krzywiłam się, gdy Kroniki Jaaru ogłoszono drugim Harrym Potterem. Dostałam odruchu wymiotnego, kiedy Niezgodną okrzyknięto odbiciem Igrzysk śmierci. Teraz zaczęły chodzić słuchy, że Dwa światy to powrót do Akademii Wampirów. Patrzyłam na te opinie z boku, dość sceptycznie. Naprawdę miło wspominam serię Richelle Mead, właściwie była moją ulubioną w nastoletnich latach. Po przeczytaniu książki Jeniffer L. Armentrout, uznałam, że powinnam kupić sobie powieści o przygodach dampirów i morojów w oryginale (bo po polsku skończył się nakład i musiałabym zabulić miliony monet, w dodatku za te szkaradne okładki), a tym samym wrócić do jednego z najlepszych światów, w jakie udało mi się wchłonąć.
Bowiem czytając Dwa światy naprawdę odniosłam wrażenie, że wróciłam do Akademii St. Vladimira oraz moich ulubionych bohaterów.