Nie powiedziałabym, że jestem specjalistką w czytaniu erotyków, bo faktycznie nie jest to gatunek, który pochłaniam zaciekle w każdej wolnej chwili, ale przeczytałam ich na tyle dużo, by wiedzieć, kiedy dana książka należy do dobrych, a kiedy zalicza się do niesmacznych. Z oddali słyszę już głosy sprzeciwu: ,,Iza! Niesmaczny to może być przeterminowany kebab, nie powieść!". Otóż nie. Są pozycje, w których pewne sceny napisano w przyprawiający o mdłości sposób. I wiecie, nie chodzi mi o literaturę E.L. James, bo nawet jeśli robi Wam się niedobrze podczas czytania o sadomaso, to takie jest założenie książki i, do jasnej cholewki, dobrze wiemy, że dostaniemy pejcze oraz inne tego typu gówna (decydujemy się na tego typu literaturę świadomie). Mam na myśli sposób opisywania scen intymnych, bo, uwierzcie mi lub nie, nawet jeśli ktoś nie kocha się, a naparza jak królik na samiczkę, to da się podejść do tematu tak, by czytelnik nie dostał czasem udaru mózgu podczas przewracania kolejnych stron.
Recenzja będzie spoilerowa i wybaczcie mi to, inaczej do tej książki podejść nie potrafię.